Odwiedziny
00:23Do kobiet z mojej sali przychodzili bardzo zatroskani mężowie. O mnie na szczęście nikt drżeć nie musiał - w przeciwieństwie do koleżanek z sali, nie skręcałam się z bólu, nie miałam ryzyka przedwczesnego porodu ani zagrożonej ciąży (ba, od dzisiaj moja ciąża jest donoszona ^^ mogę rodzić tak, jak stoję :P).
Powracając do zatroskanych mężów koleżanek z sali - przychodzą, przytulają, martwią się. Wszystko wygląda prawidłowo, nawet za bardzo - tyle uczucia w tych mężach, aż miło popatrzeć :). Tylko w tym czasie, te ich żony przeżywały - podobnie jak ja - kryzys psychiczny na szpitalnych łóżkach. I na próbę pocałowania brzuszka, albo cmoka w policzek, albo pytania, jak się czują, potrafiły z oburzeniem stwierdzić:
- Weź się uspokój, bo zaraz przez ciebie skurczów dostanę !!!
Ogólnie to chyba wszystkie z nich już tymi swoimi mężami znudzone.
- A mój, to jak poszłam do szpitala, to do mamusi poszedł spać. Teraz zadowolony, bo posprzątane, ugotowane, ...
- I dobrze, niech w końcu ktoś inny nad nimi poskacze, ile można...
Jeden ciekawy temat podjęły. Oczywiście jego skrót przekazałam mężowi, bo to brzmi jak hasło przewodnie, którego trzeba się trzymać i z którym trzeba się pogodzić, bo taka kolej rzeczy. Mówię zatem do męża:
- (...) i pojawił się temat, że my tym dzieciakom damy wszystko, poświęcimy się, wymęczymy się w tej ciąży, wydamy na nie tyle kasy a one co - skończą swoje 18 czy 20 lat i kopną nas w dupę, zapomną o nas.
- No, chyba że nasza zostanie starą panną, to będziemy musieli się z nią użerać do końca życia
On to zawsze jakiś antypozytywny aspekt znajdzie. W końcu nie wiem co gorsze...
0 komentarzy
O czym teraz myślisz?