Zrobiłam mały wywiad - wiele kobiet pracuje aż do porodu, tak maksymalnie do terminu. Z jednej strony głupota, bo zdrowie najważniejsze - ale jak znalazłam się w tej sytuacji, to uważam tak samo jak one- jak nie ma przeciwskazań to co ja w domu będę robić? Spasę się tylko przed tym kompem (na razie utyłam 9kg, po miesiącu przed kompem będzie 19kg ^^ ) a tak to chociaż się poruszam, a i kasa leci.
W pracy możemy wziąć sobie trochę wolnego (nie chcę pisać o szczegółach) kiedy nam pasuje, pod warunkiem, że się między sobą dogadamy. Ja doszłam do wniosku, że po porodzie to mnie przecież i tak nie będzie przez 4 miesiące, to sobie wtedy 'odpocznę' (z maluchem pod pachą, tja). Poród na 5-7 sierpnia, więc może od 1 sierpnia zrobiłabym sobie wakacje... Jakby nie było, Szefa mam super i złego słowa powiedzieć na Niego nie mogę, po macierzyńskim chcę wracać do swojej roboty (która też jest super) i do mojej współpracownicy (również super). W pracy się nie męczę, dużo roboty nie ma - dopóki nie mam skurczów pracować mogę. Ciąża bezproblemowa. Przeciwskazań brak ^^ Monika poszła do Szefa, wraca i mówi:
Obgadałyśmy całą scenkę, a że Szef zawsze miły to i miło się o takich wizytach u niego opowiada. Tak więc zadzwoniłam i się tłumaczę, dlaczego to maila nie wysłałam z informacją o moim urlopie (3 razy pisałam, zawsze coś wypadało i nie kończyłam albo nie mogłam wysłać).
Fakt faktem pracuję od roku i nigdy (oprócz ślubu) żadnego wolnego nie chciałam, a że się staram i problemów ze mną nie ma, to może faktycznie mi się trochę wolnego należy, ale żeby aż miesiąc? Aż mi się głupio zrobiło, było trzeba tego maila wysłać. Jak już Szefa widzę (co się mało kiedy zdarza), to nie pyta się jak w pracy nam idzie, tylko jak się czuję. Jak Monika trafiła na żonę Szefa - prosiła żeby mnie pozdrowić. Szef dowiedział się, że jestem w ciąży - uśmiech od ucha do ucha, pogratulował. Super człowiek, nigdy nie myślałam, że szef może być taki 'ludzki', sympatyczny i wyrozumiały - po prostu. Aż się chce być wobec niego fair - wszyscy pracownicy tak uważają.
Przed telefonem do Szefa obgadałam wszystkie 'za' i 'przeciw' z Mężem (-i co ja będę robić w domu mężu? -jak to co, będziesz gotować, sprzątać..) i Mamą (nie rezygnuj, pokaż że ci na pracy zależy!!), i we trójkę jednogłośnie uważamy, że póki wszytko ok i czuję się dobrze, to nie ma potrzeby rezygnować z roboty.
Jedyne co jest pewne, to że jak Monika mi ucieknie na wakacje, to będę kogoś potrzebować do pomocy, i wyjdzie szydło z worka - jaki to ze mnie leń się zrobił grubaśny ;)
A potem tylko się modlić, aby wrócić do mojego Szefa, do tej samej filii, i do mojej wspaniałej współpracownicy - tak mi tam dobrze, że sobie innej roboty wprost nie wyobrażam! :>
W pracy możemy wziąć sobie trochę wolnego (nie chcę pisać o szczegółach) kiedy nam pasuje, pod warunkiem, że się między sobą dogadamy. Ja doszłam do wniosku, że po porodzie to mnie przecież i tak nie będzie przez 4 miesiące, to sobie wtedy 'odpocznę' (z maluchem pod pachą, tja). Poród na 5-7 sierpnia, więc może od 1 sierpnia zrobiłabym sobie wakacje... Jakby nie było, Szefa mam super i złego słowa powiedzieć na Niego nie mogę, po macierzyńskim chcę wracać do swojej roboty (która też jest super) i do mojej współpracownicy (również super). W pracy się nie męczę, dużo roboty nie ma - dopóki nie mam skurczów pracować mogę. Ciąża bezproblemowa. Przeciwskazań brak ^^ Monika poszła do Szefa, wraca i mówi:
- Gadałam z Szefem, o wakacjach. Ja wracam do pracy 6 lipca i Szef mówi, że od wtedy masz wolne.
- ?! Przecież ja nie chcę iść na urlop przed porodem (i to jeszcze miesiąc przed..)
- To zadzwoń, powiedz co tam chcesz..
- No ale co dokładnie powiedział?
Obgadałyśmy całą scenkę, a że Szef zawsze miły to i miło się o takich wizytach u niego opowiada. Tak więc zadzwoniłam i się tłumaczę, dlaczego to maila nie wysłałam z informacją o moim urlopie (3 razy pisałam, zawsze coś wypadało i nie kończyłam albo nie mogłam wysłać).
- (...) dowiedziałam się od Moniki, że Szef chce mnie szybko na urlop puścić, a ja Szefie się dobrze czuję, a to jeszcze miesiąc do porodu będzie, a ja co w domu zrobię - zanudzę się przecież, a w pracy...
- Cicho! (śmiech) Ja nie wysyłam Ciebie na wolny urlop, tylko na zwolnienie zdrowotne, na które sobie dawno zapracowałaś. Wpadnę w poniedziałek, to pogadamy.
Fakt faktem pracuję od roku i nigdy (oprócz ślubu) żadnego wolnego nie chciałam, a że się staram i problemów ze mną nie ma, to może faktycznie mi się trochę wolnego należy, ale żeby aż miesiąc? Aż mi się głupio zrobiło, było trzeba tego maila wysłać. Jak już Szefa widzę (co się mało kiedy zdarza), to nie pyta się jak w pracy nam idzie, tylko jak się czuję. Jak Monika trafiła na żonę Szefa - prosiła żeby mnie pozdrowić. Szef dowiedział się, że jestem w ciąży - uśmiech od ucha do ucha, pogratulował. Super człowiek, nigdy nie myślałam, że szef może być taki 'ludzki', sympatyczny i wyrozumiały - po prostu. Aż się chce być wobec niego fair - wszyscy pracownicy tak uważają.
Przed telefonem do Szefa obgadałam wszystkie 'za' i 'przeciw' z Mężem (-i co ja będę robić w domu mężu? -jak to co, będziesz gotować, sprzątać..) i Mamą (nie rezygnuj, pokaż że ci na pracy zależy!!), i we trójkę jednogłośnie uważamy, że póki wszytko ok i czuję się dobrze, to nie ma potrzeby rezygnować z roboty.
Jedyne co jest pewne, to że jak Monika mi ucieknie na wakacje, to będę kogoś potrzebować do pomocy, i wyjdzie szydło z worka - jaki to ze mnie leń się zrobił grubaśny ;)
A potem tylko się modlić, aby wrócić do mojego Szefa, do tej samej filii, i do mojej wspaniałej współpracownicy - tak mi tam dobrze, że sobie innej roboty wprost nie wyobrażam! :>