Wyprzedaż

00:46

Humor mam beznadziejny - mąż wyjechał na 4 dni. Kiedyś się tygodniami nie widzieliśmy i każde przeżyło bez problemu, a teraz chyba jakoś przesadzam- najchętniej bym się schowała pod kołdrę i wyczekiwała aż przyjedzie i mnie przytuli. Tak strasznie tęsknię!

Mogłam jechać z nim, ale doszłam do wniosku, że w 3 trymestrze nie wskazane mi jest jeździć po 6 godzin samochodem na drugi koniec Polski w tą i z powrotem, żeby się nie wyspać w sobotę (wesele), i to tylko po to, żeby w poniedziałek znowu cały dzień spędzić w aucie. Chętnie bym pojechała, dawno teściowej nie widziałam - w sumie to od ślubu ;) Zawsze chętnie odwiedzam jego rodzinę, tym razem zdecydowałam się zostać... i teraz żałuję :(

Jak Monika w pracy zobaczyła jak myślę o jego wyjeździe, to go od razu pogoniła (chciałam jej wyrwać słuchawkę ale się nie dawała), że koniecznie ma do mnie przyjechać przed wyjazdem po jego pracy (były takie plany, ale godzinowo nie mogliśmy się zgrać i zrezygnowaliśmy). Ostatecznie przyjechał się pożegnać, podczas gdy ja już na zapas od rana za nim tęskniłam. Pożegnaliśmy się, każde pojechało w swoją stronę - on do domu spakować się (pora najwyższa) a ja na uczelnię.

I tak jadę na egzamin, tradycyjnie rozglądając się na wszystkie strony po moim pięknym zielonym mieście (Białymstoku, jakby ktoś ciekaw) - a na wszystkich skrzyżowaniach stoją kobiety reklamujące wyprzedaż w jednej z galerii handlowych - ale jakie laski ! wysokie (pewnie na czymś siedziały), w długich, jaskrawych, czerwonych sukniach w stylu średniowiecznym, a obok faceci we frakach ze złotymi ozdobami - dziwię się, że nie było wypadków na drogach, bo bardzo się rzucali w oczy ;)) Trzymali tabliczki z informacją o wyprzedaży - tylko dziś w godzinach 20-24 nawet do -70%. A że humor mam jaki mam - zdecydowałam się zobaczyć, co tam dla mnie przygotowali po uczelni.

Moi rodzice mieszkają w przepięknym miejscu. Kilometr od centrum miasta, pomiędzy dwoma parkami, okolica spokojna, powietrze czyste, mały ruch, fajny blok. Ostatnio pobudowali nam gmach (tzn wyrestaurowali zabytek dobudowując i wkomponowując do niego gmach) za oknem - reklamowany jako super-nowoczesną-jedną-z-najlepszych-w-Polsce-o-ile-nie-w-europie-galerię: Alfa. I pewnie byłoby to zgodne z prawdą, gdyby nie wysoki luksus galerii wiążący się z wyższymi cenami w porównaniu do innych placówek tych samych firm. Kiedyś było jedno Auchan, na ówczesne czasy supernowoczesne, podzielone na część warzywną i butiki zagranicznych firm - jak ludzie się na to rzucili ! Chodząc po takim Auchan, jednym jedynym przez wiele lat w naszym mieście, było trzeba wymijać się z ludźmi na każdym kroku. Jakiś czas temu, po wyborach, raptem wydano kilka zgód na budowę kolejnych handlówek i ludzie się podzielili - wszędzie jest w miarę spokojnie, a w Alfie nawet za spokojnie - ceny zniechęcają. Na otwarciu były tłumy, a teraz ludzie o tej galerii jakoś pozapominali. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam korek na mojej ulicy - tam gdzie przeważnie było kilka samochodów na całej jej długości- 'bydło zmierza do Alfy'. Na ulicy korek, na chodnikach tłumy. A ja cwaniara mam parking pod domem bliżej, niż nie jedno stanowisko pod galerią ;)

W środku ludzi masa. Chyba wszystkie 300tys mieszkańców się zjechało. Jak na pielgrzymce. Gorąco, bo klimatyzacja nie wyrabia. Zaduch. Ciągle ramię w ramię z kimś nieznajomym się idzie. Ludzie coś oglądają, przymierzają, nie ma jak ich mijać. Znalazłam fajne spodnie, idę przymierzyć. Patrzę na kasę - kolejka aż do wyjścia. Dochodzę do przymierzalni a tam TAAAAKA kolejka. Ludzi na oko tyle, co z dwóch klas w podstawówce. Wściekłam się, wyszłam. Nie będę w jednym sklepie spędzać dwóch godzin.

Oczywiście we wszystkich sklepach było to samo z przymierzaniem. Aż się człowiekowi robiło słabo na samą myśl, ile trzeba stać w kolejce wpierw żeby ciucha nałożyć a potem żeby go kupić. Spodni więcej nie szukałam, za to znalazłam kilka fajnych bluzek. Już w nosie miałam nawet szukanie przymierzalni - szukałam jakiegoś lustra na ścianie i nakładałam to na swoją bluzkę. Zaoszczędziłam chyba ze 2 godziny w ten sposób ;) Łącznie wyszłam z 4 tunikami i 1 sukienką. Z rozmiarów M/L zmiana na L/XL, nie wiadomo czy się cieszyć, że maluszek rośnie, czy jęczeć 'jak ja teraz wyglądam' -bo nie widać ciąży (chyba że ktoś wie jak wyglądałam), tylko wychodzi na to że mam trochę za dużo kilogramów od wcinania fast foodów.

Bardzo chciałam kupić buty sportowe. W jednym sklepie niczego ciekawego nie ma - chyba że chciałabym pantofle, ale nie chcę. Adidasów brak. W drugim ludzie toczą bitwę o przetrwanie w dusznościach bez przestrzeni życiowej - nawet nie wchodziłam. W trzecim na szybie kartka - wyprzedaż od 29,99. O fajnie, rozejrzyjmy się.

Wchodzę a tam - przysięgam, huragan przeleciał. Na środku sklepów obuwniczych często stoją prowizoryczne półki poskładane z pudełek po butach, i na tym są eksponowane buty z tych kartonów. Tym razem wszystkie kartony zostały zmiecione we wszystkie strony świata. Buty i jakieś kartki (i ciekawe co jeszcze) porozwalane pomiędzy nimi. Na półkach (które nie wiem jakim cudem 'przeżyły') but na bucie bez ładu ani składu. Ludzie gdzieś biegną, kopią te pudełka porozwalane, jakaś dziewczynka coś mierzy- ludzie ją prawie staranowali. Najbardziej szkoda ekspedientek - patrzyły tępo przed siebie jak zahipnotyzowane. Niezłe perspektywy, sprzątać od północy (bo wyprzedaż 20-24) do świtu po czymś takim. Gorąco mi się zrobiło, wyszłam. Szybko zapomniałam, że się smuciłam, bo zakupy w sumie udane. Jeszcze szybciej zapomniałam, że jestem zadowolona z zakupów, bo po wejściu do domu padłam z nóg ze zmęczenia.

Patrzę na zegarek - 23. Trzy godziny minęły ot tak, a przecież zawsze w takich miejscach spędzałam nie więcej niż godzinkę. W domu zauważyłam, że chodzę na palcach - nie byłam w stanie oprzeć ciężaru ciała na piętach. Ledwo miałam siłę zjeść obiadokolację. Mama się cieszy, że przyszłam chociaż na weekend do niej, więc zadowolona że mojego ukochanego nie ma. Przypomniała mi, że wyjechał no i ja znowu smutna...

Podobne wpisy:

0 komentarzy

O czym teraz myślisz?