Bliskie spotkanie z ZUS-em

00:47

Jak przychodzi co do czego, to prawie zawsze mam więcej szczęścia jak rozumu - mama mi to od urodzenia powtarza i trwamy w tym przekonaniu.

Przykładowo zrobienie głupich zakupów - jak mama pojedzie ze mną, zawsze jest jedno jedyne wolne miejsce, które się zwalnia dokładnie wtedy, kiedy do niego podjeżdżamy - często jedno z najbliższych od wejścia do sklepu.

Podobnie, kiedy dzień jest pochmurny - w momencie, kiedy wracam do domu i przechodzę przez klatkę, zaczyna padać deszcz. Albo jak wychodzę - rozpogadza się.

Albo jak coś kupuję - zawsze ostatnia sztuka.

Dzisiaj jadę do ZUS-u. Po zmianie nazwiska nie mam już ubezpieczenia od mamy z pracy - żyję na swój rachunek. Tak więc ślub był w kwietniu. Zanim ochłonęłam po imprezie minął tydzień. Potem do fryzjera przed pracą i biegiem do fotografa. Na zdjęcie oczywiście czekamy do dnia następnego, bo po mojej pracy to już fotograf nie pracuje. Potem przed pracą biegiem po odbiór fotki i dalej biegiem do urzędu miejskiego, żeby wymienić dowód. Tyle pisania, że trzeba to w domu wypełnić i przynieść dzień później, bo do pracy nie zdążę (w sumie dałoby się zrobić na miejscu ale jak człowiek się spieszy to się myli). W końcu przygotowana idę z tymi papierami i zdjęciem do dowodu - to się znowu okazuje, że miesiąc trzeba czekać na odbiór. Po odbiorze dowodu (tydzień temu odebrałam) dopiero mogę iść do ZUS-u złożyć podanie o legitymację ubezpieczeniową. Dostaję 2 papierki do wypełnienia i podstęplowania przez mojego Szefa. Zanim sprawdzę na swojej umowie co mam wpisać na papierkach, zanim przejdę się do siedziby Szefa, zanim on to sprawdzi i zanim to odbiorę - kolejne kilka dni. W końcu wszystko gotowe, następnego można iść do ZUS-u. Mówię do męża wieczorem:

-Ciekawe, czy tą legitymację ubezpieczeniową dają od ręki..
-haha.. ja drugi tydzień na nią czekam
-...

No i super - w czwartek wizyta u ginekologa, dzień wcześniej badania, do tego USG - lekką ręką 100zł. A MAM UBEZPIECZENIE! Tyle, że na słowo.. Nie daj Boże urodzę wcześniaka, to poród w porywach do 3000 kosztuje. Nie masz legitymacji - sorry, płać.

Wstaję o świcie w poniedziałek, przed pracą trzeba się do tego ZUS-u przetransportować - tylko nie wiem jak, bo połączenia autobusowe beznadziejne. Dochodzi godzina 8, zaraz wychodzę - dzwoni Mama - może mnie gdzieś trzeba zawieść? Telepatia ?! Mówię zatem - więcej szczęścia jak rozumu.

Tak więc jesteśmy z mamą w ZUS-ie. Weszłyśmy do środka - zaczęło padać. (Jak potem wyszłyśmy oczywiście przestało). Idziemy do miłej_pani_z_okienka, a... po drodze, przy stoliczku, siedzi jakaś kobietka i składa legitki. Mama do niej podchodzi (ja nauczona stać w kolejce i nie wymagać czegoś, co utrudnia pracę innym i wznosi mnie ponad innymi, którzy mają równe prawa co ja. Moja mama dokładnie na odwrót)
-Pani, a ile sie czeka? 2 tygodnie? bo tu córka rodzić będzie, na czwartek wizyta u lekarza, nie dałoby się szybciej?
-to powie pani kolezance w okienku ze pilne, to szybciej zrobie

Nie wierzę. Podchodzę już samodzielnie do okienka i wyjaśniam - zmieniłam nazwisko, potrzebuję legitymacji ubezpieczeniowej, we czwartek mam wizytę, chciałabym wyrobić legitymację szybciej. Ale ta pani już nie z tych miłych - a bo się nie da, bo 2 tygodnie, bo inni czekają... Po wyjaśnieniu i potwierdzeniu przez panią_przy_stoliczku, że zrobi szybciej, dopisała na górze 'PILNE!'. Pani_z_okienka powiedziała, że pani_ze_stoliczka nigdy tu nie pracuje, i tylko teraz na chwilę przyszła. Szok - ile rzeczy jednego dnia może aż tak bardzo nagiąć się na moją korzyść? Pani ze stoliczka mówi - to jak we czwartek wizyta, to ja na tą środę zrobię! Reasumując - wyrobię się na usg, na badania i na wizytę z legitką. Mam nadzieję, że nie zapeszam w tym momencie, ale jestem tak niesamowicie szczęśliwa, że musiałam o tym napisać:P I oczywiście podtrzymuję - więcej szczęścia jak rozumu.

Niestety reguła ta nie ma swojego odzwierciedlenia podczas czekania w kolejce do kasy, kiedy zakupy robimy z mężem w hipermarkecie - jego pech przewyższa moc wszystkich moich szczęśliwych gwiazd. Zawsze albo skończy się papier na paragony, albo brakuje jakiegoś kodu kreskowego, albo baba się uczy, albo coś się zatnie w kasie, albo ekspedientka wlecze się jak... wlecze się jak.. jak ja z rana żeby zejść z łóżka.. (to chyba najtrafniejsze porównanie).

Uwielbiam w swoim podejściu do życia to, że zapamiętuję głównie to, co mi się udaje i do czego mam szczęście, a do trudności podchodzę z dystansem i raczej bez emocji. Chyba właśnie przez to podejście wydaje mi się, że jestem najszczęśliwszą babką na świecie i po krótkim zastanowieniu - chyba tak właśnie jest ;)

Podobne wpisy:

0 komentarzy

O czym teraz myślisz?