Szkoła rodzenia - part2
00:45Żeby się pojawić na wykładzie trzeba było się zwolnić z pracy pół godzinki. Z rana był taki ruch w moim salonie, że myślałam, że nie uda mi się zostawić Moniki samej- i to jeszcze sami problemowi klienci przychodzili (nienawidzę ludzi, którzy przychodząc z reklamacją uważają, że WSZYSTKO im się należy, a jak zaczną piłować ryja- inaczej tego nie ujmę- i zrobią mi awanturę w salonie, to ja -tak uważają - stanę na głowie, pozmieniam wszystkie regulaminy i oni dostaną to, czego chcą. TAKIEGO WAŁA!!! Niechby byli kulturalni i się uśmiechali to bym robiła wszystko żeby im jakoś pomóc. A tak jakoś specjalnie mi się nie spieszy do pomagania- niech piszą podania po 5 razy, a co). Miałyśmy wszystkiego dość.
Na szczęście dzień szybko minął, ruch zmalał, mąż po mnie przyjechał, zawiózł do szkoły rodzenia - zły jak diabli, bo parking cały zastawiony i nawet nie ma jak wyjechać z małej bocznej uliczki. Mąż zawsze wścieka się na białostockich kierowców, bo uważają, że każdy z nich osobno stoi ponad prawem i wszystko może- od jazdy po wielkich parkingach pod prąd, przez stawanie w taki sposób, że nie ma jak przejechać, a na idiotach wymuszających pierwszeństwo albo nie wpuszczających do ruchu drogowego kończąc.
Udało się - dojechali szczęśliwie, ja wyskoczyłam i idę do szkoły, a Mąż wyczynia lekkoatletykę na jednym kółku aby ominąć tor przeszkód i uciekać ze szkoły rodzenia jak najszybciej, jak najdalej ;)
Już na wstępie niemiła niespodzianka - na schodach musiałam się natknąć na byłych współlokatorów (też wpadli, jakby nie mieli kiedy tylko dokładnie wtedy, co my!) do których czuję wstęt równie silny jak do kuwety ich dwóch kotów, która stała pod stołem w kuchni i była sprzątana - oby - 2 razy w miesiącu. Mieszkając pół roku razem, z najlepszej przyjaciółki z czasów 'piaskowniczych', zrobił się największy wróg- wystarczyłoby, żeby zrobiła się (albo raczej, że ujawniła się, że jest) nieszczera, ale na dodatek okazało się, że po wspólnym mieszkaniu jesteśmy kilka stów w plecy - za kaucję i za zawyżanie rachunków - bo to oni 'ściągali haracz' i rozliczali się z właścicielem- luźno zostawiając sobie ze stówkę czy więcej w kieszeni co raz. Jak ich zobaczyłam na szczycie schodów patrzących na ludzi wchodzących na górę (w tym mnie) - szlag mnie trafił. Szybka decyzja - czy 'cześć', czy 'pocałujcie mnie w dupę', czy olać, czy przez przypadek nadepnąć - wybrałam luźne przejście obok nich z głową postawiną wysoko i zajęcie miejsca jak najdalej (wybrałam trzeci rząd z kilkunastu). Chyba pomyśleli w podobny sposób, bo do końca zajęć ich nie zobaczyłam.
Siedziałam sobie z 15minut czekjąc, aż kobieta się zdecyduje czy korzystać z mikrofonu, czy nie. Pyta się kilkanaście razy, czy ją na końcu słychać - bo sala wielka, ludzi tłum, a ona taka drobniutka stara się coś przekazać. Nikt z tyłu nie odpowiada - nie wiadomo czy oni nie słyszą pytania, czy to my nie słyszymy odpowiedzi. Decyzja - mikrofon jest potrzebny, ale okazuje się, że nie działa.
- Proszę państwa może ktoś się na tym zna..
- (losowe odpowiedzi) - a włączone? a baterie są? a może rozładowane? a głośniki włączone? a gdzie są w ogóle głośniki? o idzie informatyk!
- to super to niech pan tu popróbuje a ja zacznę.. (mija 5 sekund) o, działa! dziękuję. 1,2,3, słychać mnie?
Okazało się, że głośniki są z przodu sali. Padłam. Podkręciła głośność (udało się ;)) i zaczęła opowiadać..
Temat - ciąża i poród. Kilka nowych informacji doszło do mojej 'bazy wiedzy', najbardziej się cieszę z opisów czterech miejsc w mieście, gdzie można rodzic - razem ze zdjęciami. Komedią było 'puszczenie' przez salę jednorazowych majtek i podkładów dla kobiet po porodzie - wyglądało to jak majtki babci, w dziurki- takie przezroczystawe, i do tego pampers bez taśmy do zaklejania na pasie. Potem wkładki laktacyjne. Reakcja ludzi taka sama- niektórzy podawali jak najprędzej dalej, jakby się brzydzili. Ja tam się uśmiałam ;P
Potem były listy zakupów - W końcu dowiedziałam się, co warto zabrać do szpitala, a czym sobie głowy nie zawracać. Niedługo będzie trzeba zacząć się zaopatrzać w produkty dla maluszka - wmawiam sobie, że mam jeszcze na to sporo czasu ;)
To, co bardzo spodobało mi się na wykładach a co nie było ich częścią - siedziała przede mną para. Koleś mega-w-barach (prawie nic nie widziałam, musiałam się wiercić na krześle żeby coś załapać ze slajdów) i laska oparta o jego ramię. Widać, że coś jest z nimi nie w porządku. Nie ubliżając nikomu - byli po prostu nie w pełni sprawni. Jak mi się miło na sercu zrobiło widząc osoby w pewnym stopniu kalekie, obejmujące się czule, wspólnie siedzące na wykładzie o ciąży. Każdy ma szansę na szczęście, i im się udało. Naprawdę się ucieszyłam.
Po wykładzie pora na reklamówko-upominki w postaci kremów do pupy niemowlaka, jakieś chusteczki nawilżające, płyny do kąpieli (wszystko w wersji slim - czyli 'spróbuj ale nie używaj bo zanim powąchasz to się skończy') i do tego tona makulatury - jak dbać, co kupić, bez jakich kosmetyków dziecko na pewno sobie nie poradzi. Już widzę jak wszystko to kupuję :P Musiałabym wynająć drugie mieszkanie na rupieciarnię.
Miał po mnie przyjechać, ale wybraliśmy inne wyjście - wrócę autobusem (chociaż kilka kroczków zrobię samodzielnie - chociaż dzienny limit ruchu chyba wyczerpałam po porannej gimnastyce ;)) a w domku będzie na mnie czekał gotowy obiad.
Był pyszny:)
0 komentarzy
O czym teraz myślisz?