Następnie, skacząc z wątku na wątek (bo tak się zawsze kończy wchodzenie na jakiekolwiek forum) uparłam się, że na wiosnę zrobię sobie kompozycję w szklanej kuli z kaktusów
Pogłębiając temat wyczytałam, że można ładnie kamienie warstwami układać pod kaktusami - kamienie z piaskownicy, żwirek rzeczny, akwarystyczny.,..
No to dawaj allegro i szukamy frazy 'żwirek akwarystyczny'...
Matko! Czerwone, czarne, srebrne, zielone, przezroczyste! Wielkie głazy, drobne kamienie, lub starte niemal na piasek... Wybór? Wszystkie kolory tęczy...
Do tego oczywiście, na dole aukcji, przykładowe ekspozycje docelowe, jak to ten konkretny żwirek wygląda w zakończonym terra/akwarium.
W ten właśnie sposób znowu obudziło się we mnie krewetkochciejstwo, z którym zeszłej wiosny walczyłam pół roku.
A zaczęło się od newslettera, że mają Amarylisy w Lidlu .....
Maja: Mamo, a kiedy Alicja będzie jeszcze słodsza?
Ja: ?
Maja: No, kiedy będzie taka słodka, jak ja?
Jestem wielka!
Wczoraj skompletowany rower czeka na dłuższe, intensywniejsze jazdy :)
Ogłosiłam wrzesień miesiącem ostrego przyciśnięcia diety i wprowadzenia aktywności fizycznej w domu choć w minimalnym stopniu. Szukając aplikacji mobilnej do liczenia kalorii trafiłam na aplikację przypominającą o piciu wody (śmiechem-żartem, ale naprawdę zapominam coś wypić, a przydałoby się korzystać z tego dzbanka Brity, na którego się szarpnęłam na początku sierpnia). Zainstalowałam też androidowego trenera 7-minutowych ćwiczeń - 13 se3rii po 30sec z 10sec odpoczynkiem. Myślę sobie - dla początkującego w sam raz. Wymiękłam po 5 minutach, gdy....
Oczekujemy kół i amortyzatora. Udajemy, że się nie denerwujemy. Amorek kliknięty w czwartek. Prosiłam, żeby wysłała tego samego dnia. No niestety nie da się, bo pracuje do 22, ale następnego dnia z rana wyśle go jej siostra.
W piątek info, że zapomniała wysłać podkładek pod pancerze, ale jeśli potrzebuję, to wyśle je poleconym z Carrefoura w niedzielę. Potrzebuję, wyślij. Ok, nie ma problemu.
W poniedziałek przyszły dwie paczki. Jedna duża, widać że w środku wystaje fragment opony. Ale ta druga paczka jakaś taka przymała, jak na amortyzator.
Oczywiście jak kompletowaliśmy części, to wszystko szło jak z płatka. Ale jak brakuje tylko jednej (najważniejszej) części, to coś się musi spierdolić. Otwieram paczkę w poniedziałek, a tam zamiast amortyzatora, to jakaś brzydka, stara, porysowana korba. Odkręcamy sytuację, ale to wymaga czasu. Przesyłki się pomyliły. Amorek poszedł do Łodzi, a do mnie przyszła korba. O tyle dobra sytuacja, że druga paczka poszła do znajomego sprzedającej, więc nie zrobi nas w bambuko i zamiana się uda. Teoretycznie.
Miał go odesłać w poniedziałek, ale pracował do 22, więc wyśle we wtorek.
We wtorek przyszły podkładki do pancerzy. Amortyzator nie został wysłany, bo kolesia ściągnęli jednak do pracy.
W środę brak kontaktu do dziewczyny, bo była na pogrzebie (jakby to miało znaczenie, mogła odpisać po powrocie).
Dziś, w czwartek, 8 dni po kliknięciu aukcji dostaję info, że wczoraj paczka wyszła z rana, więc dziś powinna przyjść. I teraz zaczyna się cyrk ....
Od rana siedzę cicho w oczekiwaniu na kuriera. Mam ułatwione zadanie, ponieważ Majka w przedszkolu (w końcu wrzesień, koniec bajek na cały regulator od samego rana). A cicho być muszę, ponieważ domofon mamy wyjątkowo cichy. Dzwonek do drzwi również. Dodatkowo muszę dziś iść na zebranie do przedszkola, co za tym idzie - muszę umyć głowę, ale przekładam to mycie na "po kurierze", bo jak przyjdzie gdy będę w łazience, to nie usłyszę domofonu, a jak ktoś mu nawet otworzy na dole, to ja mu nie otworzę na górze, bo dzwonka do drzwi też nie usłyszę.
I tak przekładam i przekładam to mycie włosów. Godzina 14, zaraz trzeba zrobić obiad, zjeść, wyjść, no trzeba w końcu te kudły zrobić na bóstwo. Drzwi zostawiłam do łazienki otwarte. Wodę odkręciłam tak, że ledwo leci- niech będzie mycie na pół-sucho, byle było cicho. Głowa mokra, szampon, piana i te sprawy. Dzwonek do drzwi. Wiedziałam, no kurwa. Wiedziałam!
Spłukuję szybko (i dokładnie), narzucam na włosy ręcznik (okazało się, że jednak nie dokładnie), wściekła lecę po szlafrok przeklinając w myślach ręcznik, w który właśnie wsiąka piana. Podbiegam do drzwi, stoi ktoś bez paczki. Kurwa. No dobra, może jest ciężka więc ktoś ją postawił. Pytam, kto to. "Sąsiadka, może otworzyć, porozmawiać?". A niech cię szlag. Dobra, otwieram. Stoi kobieta z głupim wyrazem twarzy, taka idiotka łamane przez ćwierć downa. Przypomniałam sobie - to ten świr, co sepleni i na wszystkie zakupy zabiera ze sobą kota w wiklinowym koszyku. Autentycznie. Wkłada kota do koszyka i maszeruje z nim, z tym kotem siedzącym w koszyku, po mieście, po sklepach. Słyszałam, że niektórzy chodzą z psami kupować wędliny. Jak pies ma chrapkę na parówkę, to ją kupią, bo jest w niej mięso. A jak pies nie wyczuwa entuzjazmu do mięsa, to go nie kupują, tego mięsa, bo zawartość mięsa w tym mięsie prawdopodobnie jest znikoma. Takie mięso bezmięsno-wegetariańskie. Natomiast w czym może pomóc kot to pojęcia nie mam kompletnie. Jeśli babka ma kompleks nierzucania się w oczy, to zaczęła odnosić sukces na tej płaszczyźnie.
Otwieram więc drzwi temu kociemu entuzjaście i patrzę, zaciekawiona, w oczekiwaniu na pytanie czy może wejść i się rozejrzeć jak mieszkamy (w końcu nowi z nas sąsiedzi, mieszkamy od 3 mcy za jej ścianą, a kobitki w jej wieku lubią wdepnąć, pogapić się, obgadać wylukaną chatę z innymi i rozpuścić plotki). Czekam na to 'czy mogę wejść', żeby puścić jej podwójną wiązankę - raz, że nie okazała się kurierem, a dwa, bo nienawidzę takich typów babć. A tu zaskoczenie - już pierwszym pytaniem mnie zabiła.
- Czy to Pani tu mieszka?Moja mina okazała się adekwatna do pytania, bo zmieszana, nie czekając na odpowiedź, kontynuowała:
- Bo ja nie wiem, czy był u mnie ten, co miał gaz dziś sprawdzać.No jak można nie wiedzieć, czy ktoś u niej był. Gdyby był, to by wiedziała. Nie wie że był, więc nie było. Reasumując powinna wiedzieć, że u niej go nie było. Czepiam się, bo wiem o co jej chodzi, ale zdanie źle zbudowała, więc złapałam za słowo w myślach, wiadomo żem wredna. Poprawiła mi trochę humor, więc kulturalnie odpowiedziałam, że wiem, że u mnie nie było, po czym dałam znać że rozmowę uważam za zakończoną zamykając jej drzwi przed nosem, zanim zdążyła ocenić mój wystrój przedpokoju.
Mija 10 minut, przychodzi 'ten od gazu'. Powstrzymałaby się nadgorliwa, to miałabym czysty ręcznik. I pewnie zdążyłabym wysuszyć głowę, bo oczywiście musiałam mu otworzyć z suszarką w ręku.
Kiedy przyszedł amortyzator? Ano oczywiście kiedy byłam na zebraniu.
Ostatecznie jednak cud dokonał się dn. 4-9-2014 jakoś przed północą, kiedy to niemal samodzielnie złożyłam maj brend nju bajsikl nic nie gubiąc ani nie psując w między czasie. Tymczasem rowerek pięknie zdobi nasz duży pokój (wraz z pozostałymi 3 rowerami, jednak nie jest źle- ilość rowerów jeszcze nie przekracza ilości mieszkańców;)
E: Majeczko, jak wypijesz to chciałabym, żebyś posprzątała
M: OK. To ja będę pić aż do nocy!
Kupić rower. Nowy, szosowy rower. Jeździć na nim przez cały sezon. Zrobić w sumie 2500 km. I przed jesienią sprzedać, zarabiając na sprzedaży. Opchnął rower za cenę o połowę wyższą, niż go kupił.
W kasku urodzony ten mój mąż.
Ja: heal czy wyczerpanie?
Coflik: wyczerpanie.. kobieto.. EXHAUST!
Ja: wyczerpanie czy życie?
Coflik: FLASH I REVIVE !!!
Majka: Jestem głodna, jak wilk!
Ja: Może arbuza?
M: Tak, tak, arbuza! Ale wiesz co? O tak mi go pokrój, o tak! Tak mi go pokroisz?
E: Majeczko... naprawdę.... ja potrafię kroić arbuza.
M: Potrafisz?? No to zaraz się przekonamy, czy potrafisz...
Wracam po 2h, butelka schnie na ociekaczu w kuchni.
- Robiłaś jej kaszkę?Hm, wczoraj przed snem nie piła, dziś z rana nie piła, to po co myć tą butelkę? Tyle razy jej mówiłam, nie sprzątaj mi w domu, nie zmywaj. Rozglądam się po kuchni - wszystkie wczoraj zmyte naczynia zdjęte z ociekacza, stoją... na środku kuchni. Nie dość, że znowu zaczyna mi tu po swojemu 'ogarniać', to jeszcze robi mi burdel. Znowu cały blat zajęty. Machnęłam ręką. Przyszła popilnować dzieci, to nie będę jej znowu (jak to dzień w dzień bywa) wbijać do głowy, czego sobie nie życzę w moim mieszkaniu. Musiałam wyjść, więc zrobiła mi przysługę przychodząc. Przecież się na nią teraz za to nie wydrę. Policzyłam w myślach do 5, uspokoiłam się, ucieszyłam się że mąż się ucieszy, że nie pokłóciłam się (znowu) z matką :p
- Nie, tylko butelkę umyłam.
Jak mama wyszła, podchodzi Maja.
- A ja mam z kimś tajemnicę, i nie mogę Ci powiedzieć, bo ten ktoś myśli że będziesz krzyczeć jak się dowiesz...Kilka moich pytań i co? Mama zrobiła kaszkę w butelce, dała Mai, powiedziała że Maja oczywiście może wypić kaszkę, tylko żeby mi nic nie mówić.
No ja pierdole.
Dziecko rozumie, że postąpiło źle - bo się przyznała. Wie, że nie może. Wie, że mamie trzeba mówić wszystko. Wie, że trzeba się słuchać.
A babcia lat 60+ nie rozumie, że postępuje niewłaściwie - i wobec mnie, bo lekceważy instrukcje matki dziecka, i wobec Majki, bo stawia ją w bardzo trudnym dla dziecka położeniu (mama mówi NIE, babcia mówi TAK, co powinnam zrobić?), a do tego jeszcze mi kłamie w oczy.
Jak kurwa małe dziecko może zrozumieć takie proste zasady, a stara baba, kurwa, nie????
Mamy pralkę od 6 lat. Z ciekawości dziś poszukałam do niej instrukcji w sieci. Okazało się, że przez te 6 lat, i ja i mąż, wsypywaliśmy proszek do komory od prania wstępnego, zamiast prania właściwego.
Żart polega na tym, że z programu z opcją prania wstępnego... nigdy nie korzystamy.
Brawa. Brawa, poproszę.
Teściowa wzięła wózek z Alicją i poszły wraz z Mają na spacer, na lody, po drodze zaszły na cmentarz. Wróciły, Teściowa podchodzi do mnie i Andrzeja i mówi:
- Wy to pewnie na cmentarz z Mają nie chodzicie?
- Nie chodzimy, a co?
- No, widać. "O, jak ładnie tutaj. A Ty babciu gdzie będziesz leżeć? Masz już miejsce? Nie? A kiedy umrzesz? Nie wiesz? A może za dwa dni??"
Samochód umyty, nawoskowany.
Endomondo zainstalowane, profil utworzony, bateria w telefonie naładowana.
Rowerowe ciuszki wyprane, wysuszone.
Ochota na rower jest, pośladki w końcu odpoczęły po ostatnich (wstyd się przyznać) 10 kilometrach.
Co to oznacza?
Wiadomo, zaczęło padać.
Tyle lat. Tyle problemów. Tyle bólu. Tyle umawianych wizyt, przejechanych kilometrów, godzin spędzonych w kolejce.... Żeby ostatecznie wyrwać skurwysyna raz na zawsze, w ciągu niespełna 10 minut, płacąc jedynie 30zł.
Pieprzona górna ósemka. Zmieniam dentystę. Gdyby nie wyjazd do Jaworzna, co wymusiło pójdzie do innego lekarza, pewnie męczyłabym się z nim kolejne kilka lat.
"Cześć córeczko!
No dobrze, że oddzwaniasz. Ty mnie chyba zabijesz! No widzisz ja dzwoniłam, gdy byłam w Twoim mieszkaniu. Pojechałam nakarmić tego twojego kota podczas waszego wyjazdu. I widzisz, otworzyłam balkon, żeby się przewietrzyło, i jak chciałam potem go zamknąć, to oczywiście okazało się, że kota nie widać w mieszkaniu. Szukam, wołam, znalazł ale na balkonie pod tym małym parasolem Majeczki. Ja do niego kici-kici, a ten patrzy na mnie jakby chciał mnie zabić. No ale przyszedł do mnie ostatecznie, to szybko podlałam te małe kwiatki na Twoim balkonie. I już chcę zamykać balkon, ale widzę ze stoi spryskiwacz obok butelki z wodą do kwiatów, to myślę sobie: a, spryskam jeszcze to Twoje ładne drzewko bonsai co tak bardzo lubisz. No i spryskałam. A potem patrzę, a na liściach zrobiła się od tego pryskania piana! Ewa ty mnie zabijesz, ja patrzę na tą butelkę, a tam PŁYN DO CZYSZCZENIA SILNIKÓW. No kto by pomyślał, że na balkonie taki płyn by stał???"
Andrzej specjalnie zostawił go na balkonie, żeby dziecko się do tego nie dobrało. No bo kto by pomyślał, że przyjdzie teściowej do głowy pryskać kwiaty płynem, z którego on korzysta do czyszczenia smaru z łańcuchów...
Takie były plany. A wyszło co wyszło. Czyli wyszło jak zawsze. Znaczy się nie wyszło :p
Słońca brak. Od wczoraj chmury przeplatane deszczem czy jakimś grzmotem. Chyba ciśnienie spadło, bo od wczoraj zdycham jak podczas choroby lokomocyjnej.
Basen, pomijając brak pogody, jest otoczony robotnikami, którzy podchodzą z byle powodu żeby zagadać. Unikam zatem samotnego przebywania poza domem na podwórku. Z opalania nici. Chcę psa poczesać a też nie bardzo jest jak. Nawet jakbym ich, tych robotników, w dupie miała, to też głupio przed rodzicami, że z takimi bym zaczynała rozmowę. No prawie jak areszt domowy :D
W urodziny Mój Kochany zabrał mnie na cudowną przejażdżkę, którą wspominam z łezką w oku, wszak nie tylko wspaniale spędziłam czas , ale i od tygodnia na tyłku usiąść nie mogę bez kwaśnej miny, tak mi się siodełko dało we znaki :p
Doświadczona, wybrałam się na zakupy, gdzie pod czujnym okiem PROwerzysty wybrałam sobie kostium rowerowy, znaczy się koszulkę z kieszeniami na plecach, oraz portki z wszytym pampersem, coby więcej pośladków mych pięknych i jędrnych więcej nie katować ;) Tak, to było wczoraj. Dziś, ubrana w te piękne 4F ciuszki, wystawiam rower, po czym szybko go schowałam z powrotem, bo oczywiście chmura musiała się zerwać i zaczęło lać, lać, lać. Zdjęłam zatem moje piękne, nowe, rowerowy ciuchy, zastąpiłam je równie pięknymi lecz nierowerowymi aby (z braku innych zajęć) pojechać autem do sklepu.... Oczywiście od razu przestało padać.
Problem na problemie, ale banan na twarzy jest aż miło.
Tak więc dwa miesiące po drugim porodzie, półtora miesiąca po przeprowadzce do własnego mieszkania (w końcu!), wpadła dziś wieczorem jakaś impreza.
Otwieram więc szafę w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego na dzisiejszy wieczór (kilka godzin przed imprezą, aby zdążyć otrzeć łzy po hipotetycznych porażkach), i... a jakże, apokalipsa. W gruncie rzeczy doznałam typowego uczucia towarzyszącego każdej dziewczynie stojącej przed dylematem wyboru odpowiedniego ubioru przed imprezą ale, litości, moje ciuchy dzielą się na trzy kategorie.
1. To, w czym sobie się kompletnie NIE podobam i w czym się nie pokażę światu
2. To, w czym Andrzej mnie kategorycznie NIE puści
3. Oraz najliczniejsza (niestety) kategoria - to, w co się NIE mieszczę (podkreślam - dwa miesiące po porodzie :P)
Całe szczęście, załamana, dodzwoniłam się do męża mojego podczas całodziennej jazdy na rowerze, w momencie, w którym wszystko było mu obojętne, i powiedział, że mogę iść w czym chcę.
Ciekawe czy zmieni zdanie kiedy zaprezentuję mu co wybrałam :D
- Maja, ile można siedzieć w tej łazience, wychodź już!(mija 15 sec, przychodzi do mnie do pokoju z uśmiechem)
- Ale ja myję ręce
- Słyszę, że myjesz ręce, ale za długo już je myjesz, kończ już!
- Przepraszam mamo, że tak długo myłam ręce, ale takie były brudne :)Co za dziecko. [;
Użytkownik hardc0rebaby dołączył do pokoju.
Użytkownik Korobi dołączył do pokoju.
Użytkownik Professor Am3r dołączył do pokoju.
hardc0rebaby: hi:) pref SUP
Ennowyn: supp
Ennowyn: just supp.
hardc0rebaby: ADC then
hardc0rebaby: Enn, what sup u take?
Ennowyn: janna
hardc0rebaby: only?
Ennowyn: now, yes
< Proffessor Amer zbannował Jannę>
Professor Am3r: what else you feel like playing?
E: Ostatnio po tym, jak schudłeś a ja się zaokrąglam w ciąży, to na żadne z nas nic z szafy nie pasuje
A: Akurat Tobie zawsze nic nie pasuje, więc się lepiej nie odzywaj
Na klatce powiesili ogłoszenie. Zerkam na szybko, bo mało kiedy jest coś ważnego. Tym razem jednak trzeba przeczytać dokładnie i się dostosować. Więc przedzieram się przez kartkę A4 w poszukiwaniu ważnych informacji...
Informacja dla mieszkańcow.. w czwartek, 6 lutego... nastąpi wymiana legalizacyjna wodomierzy... prosimy o zapewnienie pracownikom dostępu... po wykonaniu prac sporządzona zostanie karta wymiany wodomierza.. koszt wymiany wodomierza... 50zł brutto. Opłatę ... wnosić pracownikowi dokonującemu wymiany... koszt usługi uwzględnia zwrot wodomierzy używanych... zdemontowane wodomierze będą zabierane... nie dokonanie wymiany wodomierzy wiąże się... pieczątka 1, telefon, pieczątka 2, podpis...
To co najważniejsze pogrubione. Wymiana wodomierzy 50zł, no dobra, trzeba to wezmę z rana z bankomatu.
Nie zapomniałam - zaszłam do bankomatu. :P
O 12-stej domofon, wymiana wodomierzy, oczywiście proszę bardzo, zapraszam, tutaj proszę... dziękuję... wie pani że płatność na miejscu... tak wiem, oczywiście.. wie pani ile... tak tak, 50zł...
- Tak, 50zł za licznik, czyli w sumie 100zł.
Od godziny nie mogę ogarnąć, dlaczego wyjęłam 50zł, skoro liczniki są dwa ?!
E: Do czajnika wlewa się zimną wodę a nie ciepłą.
A: A co za różnica..
E: Taka, że mamy w bloku stare rury, i zimna jest czystsza niż ciepła
A: [parskął śmiechem, lecz szybko spoważniał]
E: No co?
A: Nic, muszę się uspokoić.
E: No mów!
A: NIC.
E: MÓW!!!
A: Jakbym usłyszał to w pracy od koleżanki, to powiedziałbym 'sama jesteś stara rura!' [znowu parsknął]. Muszę się uspokoić...
- Kocham Cię taką szeroką, jaka jesteś..
- ?!
- No przecież powiedziałem, że bardzo Cię kocham!!
E: Kochanie, proponuję tak: weź sobie tą ramę, którą chcesz, i spisuj te wszystkie swoje wydatki rowerowe (sam rower + wymiany amortyzatorów, ram, siodełek, łańcuchów, kasków itd) i jak przyjdzie pora na zakup mojego roweru, to sobie zaszaleję i kupię sobie swój za równowartość Twojego.
A: A PO CO CI TAKI DROGI ROWER ???!!
M: Ale ja nie chcę zupki!
A: Trzeba jeść, dużo jeść! Bo będziesz kurdupel całe życie! Jak mama!!!