na uczelni

18:57

na uczelni po 8- zajecia nieobowiazkowe ;) cwiczenia z nieznana grupa, ot tak, nauczyc sie w koncu materialu na kolokwium;) 8.10 punkt na uczelni, 5 minut do poczatk uzajec, ide na plan sprawdzic gdzie moja grupa ma zajecia.... nie ma zajec z drutow! sie wkopalam ;x

na szczescie ten sam facet mial zajecia z drutow z inna grupa wiec sie zalapalam:) podchodze do niego, mowie, ze nie jestem z tej grupy, jednak chcialabym dzisiaj uczestniczyc w zajeciach jako wolny sluchacz. chetnie sie zgodzil. od razu po mnie podeszlo do niego ze 4 kolesi z podobna prosba, z usmiechem ich zaprosil do srodka.


podczas ostatnich 10 minut pierwszej godziny i calej drugiej godziny zrozumialam 2 metody obliczania tego i owego ;) prowadzone zajecia przez tego kolesia tak mi przypadly do gustu, ze kiedy powiedzial o dodatkowych zajeciach dzisiaj o 16, z ochota sie zgodzilam na nie przyjsc (trzeba walczyc o te 5 z kolokwiow nie;))

przychodze o 16 pod jego pokoj, stoje tam z polowa jego grupy. on sie do mnie odzywa - przykro mi, jednak pan wykladowca zabronil przychodzic na zajecia dodatkowym osobom nie z mojej grupy. zatem grzecznie tlumacze, ze nie jestem na zajeciach u nikogo innego, a wykladowca pozwolil mi pisac kolokwium(przeciez nie pojade z powrotem do domu!), wiec koles zgodzil sie mnie przyjac na zajecia.

no to ja juz radosna, ze sie zalapalam, a tu siup- mowi nam, ze jemu nie chodzilo o zajecia dzisiaj o 16, tylko dzisiaj chcial umowic sie na jakis termin dodatkowych takich zajec dopiero.. grupa wkurzona ;x a dzisiaj 2 godziny dodatkowego wykladu, ostatnio nie bylam, przydaloby sie pojsc... co by tu przez te 2h..

idziemy z Mateuszem do Huberta, jakas pizze szykuje, ja mu piwo wisze, 2 godzinki szybko mina, do domu i tak nie ma sensu jechac

pojadlam sobie, popilam, pogralam na gitarce, pomarudzilam chlopakom, posmialam sie na caly akademik, minely 2 godziny- Mateusz zrezygnowal z pojscia na wyklad. sprawdzam w notatniku (moj notatnik nie klamie;)) czy na pewno dzisiaj ten wyklad, i czy na pewno o 17.40, no i w ktorej sali.


w sumie cale szczescie - mysle sobie- ze na uczelni bylam z rana. wyklad, jak wspomnialam, mial byc dzisiaj w niestandardowym terminie. z rana na uczelni krazyla plotka, ze doktor do warszawy jedzie o 15 (ponoc nawet pytal sie o ktorej pociagi jezdza), a kiedy wtracilam swoje 2 grosze, ze sama mam dzisiaj u niego wyklad, starosta roku szybko skoczyl do dziekanatu, wzial karteczke, powiesil w gablotce - ZAJECIA Z DR. XXX ODBEDA SIE. czyli wyklad normalnie:)

sprawdzilam sale, ide na uczelnie. przed sala pusto- ni zywej duszy ;x w sali juz mnie pusto.. mianowicie siedzi jakis obcy koles z laptopem pod tablica. pytam sie, czy tu bedzie teraz wyklad jakis. on nic na ten temat nie wie. jednym slowem caly dzien na uczelni bez powodu spedzilam ;x

tak mnie dziaij naszlo, ze bede sie uczyc. TAAAAAAKA CHEC DO NAUKI MIALAM! a tu zawsze, zawsze cos. checi to nie wszystko. biednemu zawsze swiatlo w moni.... znaczy piasek w oczy. az mi sie odechcialo drutow tych calych ;/

Podobne wpisy:

0 komentarzy

O czym teraz myślisz?