Wyjazd nad morze z Anią

18:45

- ciekawe kto to przeczyta w calosci ;p -


kilka zdan na temat 10 ostatnich dni, ktore spedzilam nad morzem- wakacje sa, trzeba korzystac.

wiec moze hm zacznijmy od tego ze o maly wlos co bym skonczyla w gdyni zamiast w gdansku :P prawie przysnelam w pociagu z mp3jka w uszach swiecie przekonana ze jestem w gdyni a nie w gdansku. zaprzyjaznieni mlodziency siedzacy obok nam- mnie i kobiety mej Anny ;) tak nam zaczeli tlumaczyc droge do gdanska ze sie zaplatalam i bylam swiecie przekonana iz przed gdanskiem jest gdynia :P blondynka ma jednak szybko wybudzila mnie ze snu, koledzy siedzacy po mojej prawie skomentowali, ze mamy 30 sekund do odjadu pociagu z gdanska oO wybieglysmy az sie za nami kurzylo

dzien pierwszy
mily poczatek wyjazdu: dworzec

to gdzie idziemy? w prawo czy w lewo?
patrzymy na gore- drogowskazy 'Centrum' jasno wskazuja kierunek w lewo, tak wiec skrecilysmy tam. doszlysmy do skretu- gdzie teraz? wyszlysmy schodami na gore- nie ma tramwaju, ktorego mialysmy szukac. numer tramwaju- oczywiscie 13. schodzimy na dol, idziemy dalej, za zakretem, tam gdzie wczesniej- okazuje sie ze zle skrecilysmy, wiec zaawracamy- ja chce sie zapytac o droge jednak anka przygasila moja chec nawiazania konwersacji z ciekawymi mlodziencami na dworcu wrzeszczac i patrzac na mnie z byka- nie pytaj sie! po co! trafimy same! daj spokoj! nie pytaj sie! przeciez sie nie zgubimy! :p po 10 minutach bladzenia z torbami skapitulowala- podchodzimy do jednej baby. pytamy sie. mowi jak dojsc, dochodzimy- nic tam nie ma. podchodzimy do kogos innego- tlumaczy nam droge- do licha, stamtad przryszlysmy. pytamy dalej. jeszcze jakis inny kierunek. podchodze wkurzona do jednej dziewczyny- sory...? dziewczyna popatrzyla na nas jak na ufo, szybko odwrocila glowe i poszla dalej. dopiero gdy dokonczylam zdanie- '...sorry, w ktora strone na przystanek 13stki?' przestala traktowac mnie jak 15stolatke rozdajaca ulotki -.- i laskawie odpowiedziala- tedy, pozniej tam i tam, pozniej skrecicie, dalej przystanek pks, ruchome schody, skret w prawo, w gore po schodach..... trafilysmy. po mniej wiecej godzinie. teraz tylko znalesc ta ulice Gwiazdowskiego (terefere), pozniej pieszo nad wode(kolejna godzina bladzenia). pierwszy i jedyny dzien bez deszczu podczas calego pobytu, posiedzialysmy na plazy 20 minut


dzien drugi
zakwasy

zadna z nas reki do gory nie podniesie, bo miesnie przypominaja o wczorajszej rozrywce na dworcu z torbami ktore wazyly po 2 tony kazda. zapowiadaja deszcze, ale niebo jest ladne. wskakuje w krotka sukienke, klapki, i lecimy na podryw na jarmark :p a tu bum- burza. i tak do godziny 11. zmoklam, zmarzlam, noca glos jak u chlopaka przechodzacego mutacje, piwko na rozgrzanie... te przyjemnosci zapewnily mi katar i kaszel na kolejne 9 dni :p zdazylysmy jakims cudem na ostatni tramwaj. deszcz padal

dzien trzeci
madry metal po szkodzie :p niebo ladne, ale wskoczylam w dlugie rekawy i nogawki.
...oczywiscie spoznilysmy sie na ostatni tramwaj, ostatnia 13stke jak ktos woli. ta w ktora wsiadlysmy konczyla swoja trase po 5 czy 10 minutach drogi, kiedy cala trasa zajmowala jakies 25 minut. wysiadlysmy zdolowane, ze wsadzili jakis durny polmetek na trasie tramwajowej. co jest- wczoraj byl dzien powszedni, dzisiaj tez jest i co- rozklad inny? o, jedzie nocny autobs. podwiozl nas pod dom. cholerne farciary. deszcz padal caly czas

dzien czwarty
caly czas padalo. wycwanilysmy sie. spisalysmy wszystkie tramwaje. mialysmy tez mape na ktorej byly trasy autobusow, wiec kozaki czulysmy sie bezpiecznie. to bylo bledne zalozenie.
wyjasnila sie zagadka- tramwaje w jakis tam dzien kursuja tak jak w soboty, czyli o 23.36 jedzie na calej trasie. a w dni powszednie juz nie. spoko, wiec bedziemy wracac nastepnym razem o 23.16. o wyznaczonej porze siedzimy i czekamy na tramwaj. podjezdza jakis bez numeru, z litera N na gorze. o co chodzi, do licha. sprawdzamy szybko w rozkladzie, czy inny tramwaj staje o tej samej godzinie. nie staje. w tym czasie nasza 13stka odjechala. spoznilysmy sie na ostatni tramwaj... podjechalysmy czymkolwiek w strone domu, wysiadlysmy w 1/3 trasy, otwieramy mape, idziemy z buta. 5 minut, 10 minut, 15, 20... to nie ma sensu, nie jestesmy nawet w polowie drogi, takim tempem bedziemy isc ze 3 godziny. a zimno jest, leje caly czas...wracamy na starowke. po ponad 1 godzinie wspanialego spacerku dotarlysmy na starowke. zakwasy do konca pobytu :p idziemy na jarmark- wszystko pozamykane, koncert sie skonczyl. poznalysmy pana Leszka (pozdro, ziomek :p) ktory pilnowal stoiska z futrami na jarmarku nocami. jak zaczelo porzadnie lac, to zaprosil nas do srodka tego 'stoiska', narzucil na nas cool i trendy futra, obgadal swojego pryncypała (jakie slownictwo rotfl), syna, tesciowa, corke, szwagra, wszystkich. obgadywal ich do 5 nad ranem. podziekowalysmy i sobie poszlysmy.
zdazylysmy na pierwszy tramwaj :P

dzien kolejny
pojechalysmy do gdyni na wycieczke. ihaa, zdazylysmy na ostatni pociag z gdyni do gdanska!
...i spoznilysmy sie na ostatni tramwaj :p

hehe i tak w kolko. po tygodniu dowiedzialysmy sie o istnieniu nocnych autobusow ktore kursowaly idealnie przy naszej ulicy. ale oczywiscie nie jechaly bezposrednio z centrum, bylo trzeba wsiadac na dworcu po jednej przesiadce. a jezdzily raz na godzine. a tabliczka na dworcu zostala wyrwana przez jakis noobow, wiec nawet wiedzac ze mamy jechac nocną 6stka, nie wiedzialysmy czy jestesmy na dobrym przystanku, a nawet jesli, to nie wiemy czy oplaca nam sie tam stac i moknac na deszczu bo moglysmy czekac 50 minut- bardziej oplacalo sie isc na kolacje albo sniadanie. jakby nie bylo, autobus zawsze szybko przyjezdzal, a my zawsze nawiazywalysmy konwersacje z ludzmi na temat tej cholernej komunikacji miejskiej ktora zawsze musi nam zwiac. chyba na kazdym przystanku w centrum po godzinie 23 ktos nas kojarzyl :P

bylysmy w gdyni, wejherowie, chodzilysmy po molo w sopocie (toz to jawna kpina, placic prawie 3 zl za wejscie na molo. bez ulgi 50% dla studentow. ba, bez ulgi 37% nawet. ulga obowiazywala do lat 16stu).

marzylysmy, by wygrac kurtke albo polarek (ufundowany przez sponsora imprezy- piwa Specjal) na konkursach muzycznej gospody na jarmarku.
albo chociaz wspolnie spiewac piosenki na koncertach Braci, Bajzela albo Atrakcyjnego Kazimierza (ale se gosc nazwe wybral, a tytuly jego piosenek to np. 'twoja otylosc gasi nasza milosc' albo 'wydaje mi sie ze grzesze we wlasnym interesie' lol xD).
planowalysmy sie opalic.
chcialysmy obadac klimatyczne ujscie wisly do morza.
chodzic na imprezy.
nie miec komplikacji z komunikacja miejska.
wyslac wszystkie pocztowki zanim wyjazde spowrotem do miasta.

coz, nie udalo mi sie nic z tych rzeczy !!


za to jakich poznalysmy ludzi !! :]


kibice Lechii (nie legii, tylko lechii... my tez nie wiedzialysmy co to jest, ale ćśśś :)), w towarzystwie ktorych wstawilam sie za Jagiellonia (powiedzialabym, ze mi sie w glowie przewrocilo od slonca, ale ciezko mowic o wplywie slonca na glowe gdy ow slonce wcale zza chmur nie wychodzi). nawet bym jakas piosenke zaspiewala, ale nie znalam slow. a po i przed kazdym moim 'Jagiellonia!' rozgladalam sie w okolo, czy nie widac jakis perfidnych kibicow, zeby nie zrobic sobie jakiejs krzywdy :p oj ewka co z ciebie wyroslo

poznalysmy rowniez 3 kolegow-poniekad-nienormalnych, typowych swirow, wszystkich po 20stce, ubranych na bialo, z ktorymi nie da sie pogadac o niczym konkretnym i ktorzy w kolko mowia, jakie to nasze oczy sa piekne i glebokie (glebokie oczy?), a wlosy jak pieknie pachna (hehe). po 2godzinnej znajomosci wydalo sie ze koledzy nie studiuja i... kontakt sie urwal :p

kolejna osoba z ktora nawiazalysmy kontakt byl Kamil, koles siedzacy z gitara na starowce ;) zdziwilibyscie sie jaka to jest oplacalna fucha !) dowiedzialysmy sie od niego kilku ciekawostek dotyczacych gdanska, dowiedzialysmy sie rowniez, ze kolega nie studiuje... i to rowniez byl koniec naszej znajomosci :P

bardzo milo wspominam dwukrotne spotkanie z regularnym, choc niekoniecznie aktywnie udzielajacym sie w komentowaniu moich notek Kieresiem (mam nadzieje ze to zdanie dobrze sformulowalam :P). Piotrek wyjawil nam, czym sa tak bardzo zagadkowo brzmiace pojazdy zwane trolejbusami :P. okazalo sie, ze gdynia nie smierdzi rybami. ba, maja tam nawet ulice Swietojanska :> jest tez niby-zakopianski akademik przy samym morzu i plaza-gigant na ktorej mozna sobie wypic browca bez przypalu. poznalysmy hm, Erne, mam nadzieje ze nie przekrecam (Ernestyne, imieniny obchodzi 31 lipca jakby ktos ciekaw), ktorej imie jest pierwszym oryginalnym imieniem zenskim jakie slyszalam. wieczor spedzony zajebiscie :D
kolejne spotkanie bylo w Wejherowie (eh, caly czas te trojmiejskie skm'ki, mniejszy z nimi klopot niz z tramwajami w miescie -.- bez kitu). moim zdaniem trwalo za krotko :D pozdro Kieres :D :*

ostatnie spotkanie bylo wczoraj, formalnie to przedwczoraj. pizza i piwko z Lorelei i Samanarem (l2p.prv.pl jakby ktos ciekaw). szkoda ze silvera nupka nie bylo, jednak bylo wspaniale i tak.
to byl sukces- gadalismy o L2 (co to l2?) przez caly czas, a Anka nie zasnela nawet na chwile ;> nawet polubila tych maniakow, lecz niedowierzala ze nie tylko ja tak potrafie gadac o 'tej durnej gierce' caly czas, tylko ze nawet tacy (wydawaloby sie :P) dorosli i powazni ludzie (uhm :P) tez sie wciagneli w glupiego mmorpg'a. anka, pograj 15 minut w to i dojdz do jakiegos klanu, to zobaczymy :P hehehe

rany, ale sie rozpisalam.

ano, i moj przyszly maz, Kuba, ktory w tym roku idzie do 6 kl podstawowki i ktory spytal sie swojej babci 'babcia, skoro ewa zdala mature to teraz wyjdzie za maz? ;('.... stracilam watek.
no wiec kuba przyjechal, trzeba z nim posiedziec (kiedy ja pogram? :/), a potem drugi zlot klanowy (ihaaaa!)(cholera, kiedy ja pogram:/). ide spac. od jutra trzeba expic :)

ano2: a wyjazd oczywiscie baaaaaaaaaaardzo udany:)

branoc :D

Podobne wpisy:

0 komentarzy

O czym teraz myślisz?