Historia hardcorowego gracza

13:40

Tytuł można potraktować z przymrużeniem oka, jednak jako że dotyczy dziewczyny myślę, że pasuje ;)

W czasach kiedy byłam piękna i młoda zaczęłam dużo grać. Młoda - czyli jakieś 8 lat temu, a piękna - to tylko wyraz mojej aktualnej skromności :P. Zaczęłam bardzo, bardzo dużo grać. Mało kto spędzał tyle czasu przy komputerze co ja. Niby nie ma się czym chwalić, jednak ja tamten okres wspominam z uśmiechem i w pewien sposób żałuję, że to się skończyło :)

Grałam w L2. To skrót od Lineage ][. Mówiąc w skrócie, to taka gra, gdzie się zbiera kilka tysięcy ludzi na jednym serwerze, a ludzie się łączą w grupy, tzw. klany, a klany między sobą wypowiadają wojny, wszystko to w klimacie fantasy. Gra jak dla mnie super. Ale sama gra nie jest tak istotna, jak atmosfera towarzysząca grze. I nie chodzi tu o klimat fantasy, tylko o klimat na TS'ie, czyli czymś w rodzaju grupowego Skype'a. Jak grasz, to rozmawiasz z ludźmi. I głównie ze względu na te rozmowy chciało się grać, bo to się nie nudzi, w przeciwieństwie do gry. Więc grało się bezmyślnie, 'na pamięć', ale miło się spędzało czas na TS'ie.

Mieliśmy ekipę raz większą, raz mniejszą, i w te kilka/kilkanaście/kilkadziesiąt osób, zawsze rozmawialiśmy. Grając przez rok/dwa/trzy z tymi samymi ludźmi non stop rozmawiając, tworzy się więź (przynajmniej w moim przypadku) pomimo, że tych ludzi się na oczy nie widziało. Nie jest to trudne do zrozumienia, jeżeli weźmiemy pod uwagę ilość czasu który się ze sobą spędza - kilka,kilkanaście godzin dziennie. Nie piszemy, tylko rozmawiamy. Wierzcie mi, że można w ten sposób poznać człowieka.

Byłam na jednym zlocie klanowym pod Warszawą. I wiecie co? To było nieważne, że pierwszy raz się człowieka widzi. Nie musieliśmy się sobie przedstawiać. Ktoś powiedział 'cześć', i już każdy wiedział kto to. Każdy kojarzył głos każdego. I widzisz pierwszy raz człowieka, a znasz go od paru lat. Śmieszne uczucie. Ale najśmieszniejsze jest to, że grając rozmawialiśmy o rzeczach często niezwiązanych z grą, a jak już się spotkaliśmy, to rozmawialiśmy właśnie o grze. Przyjechał jeden facet ze swoją żoną. On zapalony gracz, a ona gry nie znała. On się świetnie bawił, jak każdy z nas, a ona patrzyła na nas jak na ufo. My się z czegoś śmialiśmy, ona nie wiedziała o co chodzi.

Po paru latach pojechałam z przyjaciółką nad morze na tydzień na wakacje. Oczywiście znałam parę osób z trójmiasta, to się umówiliśmy, że się w końcu poznamy. Ania wyraziła zgodę na spotkanie, wręcz chciała zobaczyć jak to jest zobaczyć kogoś kto gra tyle co ja. No i na początku była zdziwiona. Bo ludzie z którymi się zobaczyliśmy wyglądali normalnie. Normalnie, czyli zadbani, czyści, grzeczni. Poszliśmy na piwo i zaczęliśmy mówić 'po swojemu'. Anka oniemiała, nie mogła zrozumieć - normalni ludzie a gadają o rzeczach jak dzieciaki z podstawówki. Pod koniec trochę przysypiała, ale stwierdziła że to co zobaczyła było warte zobaczenia i nie żałuje. Ciekawe doświadczenie :)

Innym razem przyjechał do mnie kolega, którego wcześniej nie widziałam. Znaliśmy się dobrze, może z 5 lat. No i jak przyjechał, tak już został. Jest moim mężem :) Nasza znajomość, relacje, wszystko, jest tak dobrane, że brak mi słów. Rozumiemy zamiłowanie do gier, nikt sobie nie robi problemów z siedzenia przy kompie. Na urodziny czy pod choinkę obdarowujemy się nowymi komputerami, klawiaturami dla graczy, dobrymi słuchawkami, czy nostromo. Mamy zgodne priorytety finansowe. Lubimy spędzać czas w ten sam sposób. Lubimy te same gry. To jest świetne, nie wyobrażam sobie związku z kimkolwiek innym, kto by mnie i moje lenistwo zniósł. Mąż też ma dobrze, mało która żona cieszy się z tego, że mąż dobrze spędza czas, bo wyszedł najnowszy hit na xboxa.

A najlepiej z tego wszystkiego to będzie mieć nasza córka. Wszystko to, czego nie potrafili zrozumieć nasi rodzice, my rozumiemy. Śmiejemy się, że przyprowadzi kiedyś chłopaka, to go przyszły teść zaciągnie do konsoli i będzie sprawdzać, czy córcia się z noobem jakimś przypadkiem nie spotyka. No i będzie też selekcja w graczach, bo Majka nie będzie przecież chodzić z jakimś kolesiem co gra w Tibię, albo kupuje na maga heavy armor :)

W czasach swojej świetności lub marności (zależy jak na to spojrzeć) potrafiłam grać przez 30/40/45 godzin non stop, po czym spałam przez jakieś 5h, i z powrotem do kompa. Tak, to był poważny problem, maksymalne uzależnienie. Coś mi z tego zostało po dziś dzień, ale już nie takie intensywne. Przez kilka ostatnich lat grałam na różnych serwerach po kilka tygodni ale nigdzie mi się nie podobało na tyle, żeby zostać na dłużej. I w ten sposób zrezygnowałam z L2. Dalej gram, ale już w coś bardziej na lajcie. Ta gra to League od Legends. W skrócie LoL. W Polsce jest kilka milionów graczy, z tego względu grę spolszczono. Jeżeli ktoś jeszcze nie słyszał, a grać lubi, polecam :) Nie ukrywam, że podałam linka referencyjnego, mam nadzieję, że mnie za to nie zjecie:P A L2? Zapowiada się kolejne podejście. 30 listopada serwery oficjalne zostaną otwarte a typ gry zostanie zmieniony na free to play. Czuję w kościach, że grudzień będzie dla mnie najlepszym miesiącem od kilku lat :) Już nie mogę się doczekać.

Podobne wpisy:

0 komentarzy

O czym teraz myślisz?