Twój poziomu intelektu nie przekracza temperatury pokojowej
A: Będzie trzeba twojemu tacie coś na imieniny znaleźć
E: Jemu już znalazłam, jeszcze mama ma imieniny 4-go grudnia, jej coś będzie trzeba wybrać
A: Trzeba przyoszczędzić w tym miesiącu, tyle prezentów do kupienia...
E: No coś ty, a komu jeszcze Ty chcesz coś kupować, że oszczędzać trzeba?
A: No... sobie!
No więc podchodzi i zamawia. Z ciekawości ktoś się przysłuchuje, co taka puszysta kobieta sobie kupi. TAKA puszysta. Na tyle, że ciężko na nią uwagi nie zwrócić - nie chodzi tu o uprzedzenia, tylko o mocne odbieganie od standardów. Takie 8XL powiedzmy. Kontynuując myśl przewodnią tego wpisu - zamawia:
- Słucham, co dla pani?
- tylko jednego pasztecika...
- Co jeszcze?
- nie nie, nic już....
- JakiÅ› sos do tego?
- nie, bez sosu... no i cztery pÄ…czki
Tytuł można potraktować z przymrużeniem oka, jednak jako że dotyczy dziewczyny myślę, że pasuje ;)
W czasach kiedy byłam piękna i młoda zaczęłam dużo grać. Młoda - czyli jakieś 8 lat temu, a piękna - to tylko wyraz mojej aktualnej skromności :P. Zaczęłam bardzo, bardzo dużo grać. Mało kto spędzał tyle czasu przy komputerze co ja. Niby nie ma się czym chwalić, jednak ja tamten okres wspominam z uśmiechem i w pewien sposób żałuję, że to się skończyło :)
Grałam w L2. To skrót od Lineage ][. Mówiąc w skrócie, to taka gra, gdzie się zbiera kilka tysięcy ludzi na jednym serwerze, a ludzie się łączą w grupy, tzw. klany, a klany między sobą wypowiadają wojny, wszystko to w klimacie fantasy. Gra jak dla mnie super. Ale sama gra nie jest tak istotna, jak atmosfera towarzysząca grze. I nie chodzi tu o klimat fantasy, tylko o klimat na TS'ie, czyli czymś w rodzaju grupowego Skype'a. Jak grasz, to rozmawiasz z ludźmi. I głównie ze względu na te rozmowy chciało się grać, bo to się nie nudzi, w przeciwieństwie do gry. Więc grało się bezmyślnie, 'na pamięć', ale miło się spędzało czas na TS'ie.
Mieliśmy ekipę raz większą, raz mniejszą, i w te kilka/kilkanaście/kilkadziesiąt osób, zawsze rozmawialiśmy. Grając przez rok/dwa/trzy z tymi samymi ludźmi non stop rozmawiając, tworzy się więź (przynajmniej w moim przypadku) pomimo, że tych ludzi się na oczy nie widziało. Nie jest to trudne do zrozumienia, jeżeli weźmiemy pod uwagę ilość czasu który się ze sobą spędza - kilka,kilkanaście godzin dziennie. Nie piszemy, tylko rozmawiamy. Wierzcie mi, że można w ten sposób poznać człowieka.
Byłam na jednym zlocie klanowym pod Warszawą. I wiecie co? To było nieważne, że pierwszy raz się człowieka widzi. Nie musieliśmy się sobie przedstawiać. Ktoś powiedział 'cześć', i już każdy wiedział kto to. Każdy kojarzył głos każdego. I widzisz pierwszy raz człowieka, a znasz go od paru lat. Śmieszne uczucie. Ale najśmieszniejsze jest to, że grając rozmawialiśmy o rzeczach często niezwiązanych z grą, a jak już się spotkaliśmy, to rozmawialiśmy właśnie o grze. Przyjechał jeden facet ze swoją żoną. On zapalony gracz, a ona gry nie znała. On się świetnie bawił, jak każdy z nas, a ona patrzyła na nas jak na ufo. My się z czegoś śmialiśmy, ona nie wiedziała o co chodzi.
Po paru latach pojechałam z przyjaciółką nad morze na tydzień na wakacje. Oczywiście znałam parę osób z trójmiasta, to się umówiliśmy, że się w końcu poznamy. Ania wyraziła zgodę na spotkanie, wręcz chciała zobaczyć jak to jest zobaczyć kogoś kto gra tyle co ja. No i na początku była zdziwiona. Bo ludzie z którymi się zobaczyliśmy wyglądali normalnie. Normalnie, czyli zadbani, czyści, grzeczni. Poszliśmy na piwo i zaczęliśmy mówić 'po swojemu'. Anka oniemiała, nie mogła zrozumieć - normalni ludzie a gadają o rzeczach jak dzieciaki z podstawówki. Pod koniec trochę przysypiała, ale stwierdziła że to co zobaczyła było warte zobaczenia i nie żałuje. Ciekawe doświadczenie :)
Innym razem przyjechał do mnie kolega, którego wcześniej nie widziałam. Znaliśmy się dobrze, może z 5 lat. No i jak przyjechał, tak już został. Jest moim mężem :) Nasza znajomość, relacje, wszystko, jest tak dobrane, że brak mi słów. Rozumiemy zamiłowanie do gier, nikt sobie nie robi problemów z siedzenia przy kompie. Na urodziny czy pod choinkę obdarowujemy się nowymi komputerami, klawiaturami dla graczy, dobrymi słuchawkami, czy nostromo. Mamy zgodne priorytety finansowe. Lubimy spędzać czas w ten sam sposób. Lubimy te same gry. To jest świetne, nie wyobrażam sobie związku z kimkolwiek innym, kto by mnie i moje lenistwo zniósł. Mąż też ma dobrze, mało która żona cieszy się z tego, że mąż dobrze spędza czas, bo wyszedł najnowszy hit na xboxa.
A najlepiej z tego wszystkiego to będzie mieć nasza córka. Wszystko to, czego nie potrafili zrozumieć nasi rodzice, my rozumiemy. Śmiejemy się, że przyprowadzi kiedyś chłopaka, to go przyszły teść zaciągnie do konsoli i będzie sprawdzać, czy córcia się z noobem jakimś przypadkiem nie spotyka. No i będzie też selekcja w graczach, bo Majka nie będzie przecież chodzić z jakimś kolesiem co gra w Tibię, albo kupuje na maga heavy armor :)
W czasach swojej świetności lub marności (zależy jak na to spojrzeć) potrafiłam grać przez 30/40/45 godzin non stop, po czym spałam przez jakieś 5h, i z powrotem do kompa. Tak, to był poważny problem, maksymalne uzależnienie. Coś mi z tego zostało po dziś dzień, ale już nie takie intensywne. Przez kilka ostatnich lat grałam na różnych serwerach po kilka tygodni ale nigdzie mi się nie podobało na tyle, żeby zostać na dłużej. I w ten sposób zrezygnowałam z L2. Dalej gram, ale już w coś bardziej na lajcie. Ta gra to League od Legends. W skrócie LoL. W Polsce jest kilka milionów graczy, z tego względu grę spolszczono. Jeżeli ktoś jeszcze nie słyszał, a grać lubi, polecam :) Nie ukrywam, że podałam linka referencyjnego, mam nadzieję, że mnie za to nie zjecie:P A L2? Zapowiada się kolejne podejście. 30 listopada serwery oficjalne zostaną otwarte a typ gry zostanie zmieniony na free to play. Czuję w kościach, że grudzień będzie dla mnie najlepszym miesiącem od kilku lat :) Już nie mogę się doczekać.
W czasach kiedy byłam piękna i młoda zaczęłam dużo grać. Młoda - czyli jakieś 8 lat temu, a piękna - to tylko wyraz mojej aktualnej skromności :P. Zaczęłam bardzo, bardzo dużo grać. Mało kto spędzał tyle czasu przy komputerze co ja. Niby nie ma się czym chwalić, jednak ja tamten okres wspominam z uśmiechem i w pewien sposób żałuję, że to się skończyło :)
Grałam w L2. To skrót od Lineage ][. Mówiąc w skrócie, to taka gra, gdzie się zbiera kilka tysięcy ludzi na jednym serwerze, a ludzie się łączą w grupy, tzw. klany, a klany między sobą wypowiadają wojny, wszystko to w klimacie fantasy. Gra jak dla mnie super. Ale sama gra nie jest tak istotna, jak atmosfera towarzysząca grze. I nie chodzi tu o klimat fantasy, tylko o klimat na TS'ie, czyli czymś w rodzaju grupowego Skype'a. Jak grasz, to rozmawiasz z ludźmi. I głównie ze względu na te rozmowy chciało się grać, bo to się nie nudzi, w przeciwieństwie do gry. Więc grało się bezmyślnie, 'na pamięć', ale miło się spędzało czas na TS'ie.
Mieliśmy ekipę raz większą, raz mniejszą, i w te kilka/kilkanaście/kilkadziesiąt osób, zawsze rozmawialiśmy. Grając przez rok/dwa/trzy z tymi samymi ludźmi non stop rozmawiając, tworzy się więź (przynajmniej w moim przypadku) pomimo, że tych ludzi się na oczy nie widziało. Nie jest to trudne do zrozumienia, jeżeli weźmiemy pod uwagę ilość czasu który się ze sobą spędza - kilka,kilkanaście godzin dziennie. Nie piszemy, tylko rozmawiamy. Wierzcie mi, że można w ten sposób poznać człowieka.
Byłam na jednym zlocie klanowym pod Warszawą. I wiecie co? To było nieważne, że pierwszy raz się człowieka widzi. Nie musieliśmy się sobie przedstawiać. Ktoś powiedział 'cześć', i już każdy wiedział kto to. Każdy kojarzył głos każdego. I widzisz pierwszy raz człowieka, a znasz go od paru lat. Śmieszne uczucie. Ale najśmieszniejsze jest to, że grając rozmawialiśmy o rzeczach często niezwiązanych z grą, a jak już się spotkaliśmy, to rozmawialiśmy właśnie o grze. Przyjechał jeden facet ze swoją żoną. On zapalony gracz, a ona gry nie znała. On się świetnie bawił, jak każdy z nas, a ona patrzyła na nas jak na ufo. My się z czegoś śmialiśmy, ona nie wiedziała o co chodzi.
Po paru latach pojechałam z przyjaciółką nad morze na tydzień na wakacje. Oczywiście znałam parę osób z trójmiasta, to się umówiliśmy, że się w końcu poznamy. Ania wyraziła zgodę na spotkanie, wręcz chciała zobaczyć jak to jest zobaczyć kogoś kto gra tyle co ja. No i na początku była zdziwiona. Bo ludzie z którymi się zobaczyliśmy wyglądali normalnie. Normalnie, czyli zadbani, czyści, grzeczni. Poszliśmy na piwo i zaczęliśmy mówić 'po swojemu'. Anka oniemiała, nie mogła zrozumieć - normalni ludzie a gadają o rzeczach jak dzieciaki z podstawówki. Pod koniec trochę przysypiała, ale stwierdziła że to co zobaczyła było warte zobaczenia i nie żałuje. Ciekawe doświadczenie :)
Innym razem przyjechał do mnie kolega, którego wcześniej nie widziałam. Znaliśmy się dobrze, może z 5 lat. No i jak przyjechał, tak już został. Jest moim mężem :) Nasza znajomość, relacje, wszystko, jest tak dobrane, że brak mi słów. Rozumiemy zamiłowanie do gier, nikt sobie nie robi problemów z siedzenia przy kompie. Na urodziny czy pod choinkę obdarowujemy się nowymi komputerami, klawiaturami dla graczy, dobrymi słuchawkami, czy nostromo. Mamy zgodne priorytety finansowe. Lubimy spędzać czas w ten sam sposób. Lubimy te same gry. To jest świetne, nie wyobrażam sobie związku z kimkolwiek innym, kto by mnie i moje lenistwo zniósł. Mąż też ma dobrze, mało która żona cieszy się z tego, że mąż dobrze spędza czas, bo wyszedł najnowszy hit na xboxa.
A najlepiej z tego wszystkiego to będzie mieć nasza córka. Wszystko to, czego nie potrafili zrozumieć nasi rodzice, my rozumiemy. Śmiejemy się, że przyprowadzi kiedyś chłopaka, to go przyszły teść zaciągnie do konsoli i będzie sprawdzać, czy córcia się z noobem jakimś przypadkiem nie spotyka. No i będzie też selekcja w graczach, bo Majka nie będzie przecież chodzić z jakimś kolesiem co gra w Tibię, albo kupuje na maga heavy armor :)
W czasach swojej świetności lub marności (zależy jak na to spojrzeć) potrafiłam grać przez 30/40/45 godzin non stop, po czym spałam przez jakieś 5h, i z powrotem do kompa. Tak, to był poważny problem, maksymalne uzależnienie. Coś mi z tego zostało po dziś dzień, ale już nie takie intensywne. Przez kilka ostatnich lat grałam na różnych serwerach po kilka tygodni ale nigdzie mi się nie podobało na tyle, żeby zostać na dłużej. I w ten sposób zrezygnowałam z L2. Dalej gram, ale już w coś bardziej na lajcie. Ta gra to League od Legends. W skrócie LoL. W Polsce jest kilka milionów graczy, z tego względu grę spolszczono. Jeżeli ktoś jeszcze nie słyszał, a grać lubi, polecam :) Nie ukrywam, że podałam linka referencyjnego, mam nadzieję, że mnie za to nie zjecie:P A L2? Zapowiada się kolejne podejście. 30 listopada serwery oficjalne zostaną otwarte a typ gry zostanie zmieniony na free to play. Czuję w kościach, że grudzień będzie dla mnie najlepszym miesiącem od kilku lat :) Już nie mogę się doczekać.
Nasza Maja przechodzi teraz przez etap pokazywania wszystkiego paluszkiem i nazywania tego. Już nie pyta 'co to?', tylko ładnie nazywa wiele rzeczy, sama się zastanawiam czasami skąd ona aż tyle słów zna :)
No i wpadła jej w ręce ulotka w samochodzie. Jakieś kolorowe zdjęcia z piłką, logo EURO 2012, logo McDonalds i coś tam jeszcze. Przeleciała całą ulotkę wzrokiem i z bananem na buzi zaczęła opisywać co widzi:
No i wpadła jej w ręce ulotka w samochodzie. Jakieś kolorowe zdjęcia z piłką, logo EURO 2012, logo McDonalds i coś tam jeszcze. Przeleciała całą ulotkę wzrokiem i z bananem na buzi zaczęła opisywać co widzi:
- Oooo, mama zobacz, piła! [piłka]
- Gol, zobacz mama zobacz, gol!! [piłka nożna]
- Och, mama, kupimy frytki! [logo McDonalds]
Rafał: "... a że przymrozki i nocowałem poza miastem, to pomyślałem sobie - odpalę auto godzinę przed pracą i wyjadę wcześniej, żeby problemów nie było. Mam kumpla co w warsztacie robi, to nawet się z nim umówiłem, że po drodze do niego zajadę żeby mi spojrzał pod auto, bo (...) [cośtam mu] się obluzowało i mnie wkurza. No i wyszedłem wcześniej, auto odpaliło, więc je tak zostawiłem na jakiś czas, i jak chciałem już jechać to nie mogłem przełączyć z benzyny na gaz. Rozumiesz? I tak siedziałem i próbowałem przez 20minut, w końcu się wkurzyłem, i poszedłem pieszo. Akurat dzisiaj. Ale wkur*** jestem! Tyle spraw miałem do załatwienia! Miałem pojechać (tu, tu, tam, ...) i zapisać się na egzamin z prawa jazdy!"
Prawie spadłam z krzesła.
Powiedziałam o tym paru osobom, które widziałam wieczorem. Ich reakcje są równie ciekawe.
Wujek - jako jedyny zrozumiał i wpadł w taki sam atak śmiechu co ja.
Mama - "... no i co? Jak to to tyle? Ale jak on jeździ jak prawa jazdy nie ma? A chociaż potrafi? Jak nie ma prawa jazdy to pewnie nie potrafi. Pewnie sobie nie zdaje sprawy z tego, że..."
Mój mąż - "OMG, to nie mógł pojechać na benzynie ? !!!"
Mama - "... no i co? Jak to to tyle? Ale jak on jeździ jak prawa jazdy nie ma? A chociaż potrafi? Jak nie ma prawa jazdy to pewnie nie potrafi. Pewnie sobie nie zdaje sprawy z tego, że..."
Mój mąż - "OMG, to nie mógł pojechać na benzynie ? !!!"